czwartek, 26 marca 2009

Wyznanie nawróconego radiosłuchacza


Nie sądziłam, że nastąpi to tak szybko... To pewnie przez tę polską cechę narodową czyli narzekajność :)

A zatem z radością oznajmiam, że radiowa Trójka znów jest stacją najczęściej przeze mnie słuchaną. Wprawdzie nadal z pewną dozą ostrożności i niedowierzania, ale jednak systematycznie. Przyznaję, że nawet ten dziwaczny twór Kuby Strzyczkowskiego, czyli „Za a nawet przeciw”, przypomina stare, dobre audycje Programu III. Gdyby jeszcze wróciły stare sygnały rozpoznawcze (czyli tak zwane dżingle), moja radość byłaby wielka :)

Na minione 7 lat spuszczam dziś zasłonę milczenia...

środa, 18 marca 2009

Przedwiosenna nostalgia


Za oknem dmie lodowaty wicher, smętnie padają krupy śniegowe i nic nie wskazuje na to, że w piątek ma nadejść wiosna. Kwiatki, które już wychylały swoje łebki z ziemi, nagle zastygły niezdecydowane, czemu ja się specjalnie nie dziwię. Bo to w końcu taki czas, kiedy najprzyjemniej jest usiąść w zaciszu wygodnego fotela, z książką w ręce i kawą w bliskiej odległości (zamiennie może być aromatyczna herbata lub grzaniec galicyjski), włączyć jakąś miłą smoothjazzową płytę i zatonąć w lekturze...

Można też zatonąć w przyjemnych wspomnieniach, w czym pomocne mogą być albumy ze zdjęciami. Mnie dziś dopadły nostalgiczne myśli z powodu jednego wpisu na „Bardzo starej biblioteczce”, w którym aż czuć zapach słonecznej Hiszpanii. Tęsknota za Drogą, za żółtymi strzałkami i bocadillos, za upalną drogą w południe i smakiem dojrzałej brzoskwini zajadanej w cieniu kamiennych ruin kościółka, nawet za galicyjskim smrodem kiszonki...

A droga wiedzie wprzód i wprzód, skąd się zaczęła, tuż za progiem...” Bilbo Baggins miał rację – niebezpiecznie jest pozwolić stopom podążyć ścieżką, bo kto raz wyruszył w Drogę, już nigdy się od niej nie uwolni...


Camino de Santiago, wrzesień 2005 r., fot. AL


wtorek, 17 marca 2009

Céad míle faílte!


Tak właśnie! Sto tysięcy powitań dla wszystkich, którym bakcyl irlandzki kiedykolwiek wlazł za skórę. Nastał nam dziś dzień św. Patryka czyli Lá Fhéile Pádraig (jak mawiają jeszcze niektórzy nasi przyjaciele z Zielonej Wyspy). A zatem dziś w menu ziemniaczki i Guinness. No dobrze, może być Murphy's :)

A do tego coś dla ducha, czyli irlandzka dusza zaklęta w muzyce. Dwa "kawałki" jednego z najlepszych zespołów muzyki irlandzkiej na świecie, czyli żorski Carrantuohill w akcji. Czasem warto się przyznać, że się w tym mieście mieszkało przez 18 lat... :)



Coś dla ducha



Coś dla ciała :)


poniedziałek, 16 marca 2009

Zmiany w Trójce, Kydryn wariuje...


„Witam serdecznie,
25 lat. Właśnie tyle zbierałem moje płyty. Każda z nich ma swoją historię. Mojej ulubionej muzyki można teraz posłuchać na jednej ze stron internetowych, dlatego te płyty nie będą mi już potrzebne.
Wybierz jedną płytę, która interesuje Cię najbardziej podając adres, na który mam ją wysłać.

Pozdrawiam,
Marcin Kydryński”


Takie ogłoszenie można znaleźć na stronach Sjesty. Czyż można się nie podzielić taką wiadomością? Szczególne podziękowania dla Ani za tak miłą niespodziankę w ten smętny poniedziałkowy poranek :)

poniedziałek, 9 marca 2009

Po prostu ciekawe miejsce


Dziś, w ramach wiosennej podróży po kraju, polecam Poznań. A dokładniej pewną galerię handlową, o wdzięcznej i obiecującej nazwie „Stary Browar”. To jedno z tych miejsc, które z dawnych hal przemysłowych zmieniają się w luksusowe wnętrza handlowe. Ostatnimi czasy bardzo głośno było o łódzkiej Manufakturze, ale moim zdaniem poznaniacy otrzymali produkt o wiele ciekawszy, gdzie przemysłowa architektura została świetnie przekomponowana dla innych celów, nie tracąc zresztą swej surowej urody.

Ale co ja będę opowiadać – sami zobaczcie. I jedźcie do Poznania, bo warto. Nie tylko z powodu Starego Browaru :)

Już z zewnątrz
wygląda obiecująco...

...ale wejdźmy do środka


Architekci umiejętnie połączyli stare z nowym



Całość centrum handlowego tworzy kilka budynków,
połączonych ze sobą charakterystycznymi industrialnymi elementami


Całości obrazu dopełniają takie oto smaczki :)



sobota, 7 marca 2009

Reklama w służbie etyki


No tak. Misteria Paschalia czyli wielki festiwal muzyki dawnej w Krakowie, z gwiazdami wielkiego kalibru, zbliża się wielkimi krokami. Na mieście już od paru tygodni wiszą plakaty, bilbordy i inne nośniki profesjonalnej reklamy, które zachęcają, kuszą i przyciągają szerokie rzesze miłośników na poszczególne koncerty. I to właściwie nic złego, również wszystkim polecam wybranie się na któryś z koncertów. Tylko że na koncert, który ja sobie upatrzyłam, biletów oczywiście już nie ma! >.<

A chciałam pójść oczywiście na kolejny wielki projekt Jordiego Savalla, którego tematem jest Jerozolima. „Do współpracy przy Jérusalem Katalończyk zaprosił muzyków różnych wyznań, religii i praktyk wykonawczych. Efekt niezwykły, ukazujący Jerozolimę jako miasto boskie, niebiańskie, ludzkie, ziemskie...” – tyle o koncercie mówią materiały promocyjne. Pod batutą Savalla wystąpią: Les Trompettes de Jéricho, La Capella Reial de Catalunya i oczywiście Hespèrion XXI. Wśród solistów zaś Montserrat Figueras, a także muzycy z Izraela, Armenii, Grecji, Iraku i Maroka. Jednym słowem – uczta dla duszy...
Jordi Savall podczas
ubiegłorocznego koncertu
Lachrimae Caravaggio


I tu wypływa na wierzch etyczny aspekt braku biletów. Otóż koncert odbędzie się 7 kwietnia o godzinie 20.00. A w tym samym dniu próba OPscholi ma trwać do 21.00. Zatem spragnieni wysłuchania najnowszej produkcji Savalla słuchacze rozwiązali za mnie dylemat etyczny: zwiać czy nie zwiać z zapowiedzianej próby akustycznej? Wszystkim szczęśliwym posiadaczom biletów na wtorkowy koncert do opery serdecznie dziękuję w imieniu własnego sumienia :)

środa, 4 marca 2009

Najlepsza załoga Słonecznego


W Muzeodajni zmiana warty, nastał dla załogi nowy commander. Młoda, świeża krew. No cóż, wszystkie znaki na niebie i ziemi zwiastują rychłe nadejście wiosny, to nie ma się co dziwić, że nam zwierzchność młodnieje :) Póki co cała sytuacja przypomina wielkie, wiosenne porządki, co, trzeba uczciwie przyznać, należało nam się już od dawna. Załoga wybudzona z zimowego snu zaczyna przejawiać niezdrowy zapał do pracy. Te niepokojące objawy zauważyłam też u siebie... Ale spokojnie, jest duża szansa, że się wyleczę :)

A na dodatek w moje pulchne łapki wpadła mi ostatnio książka o wieszczym tytule: Najlepsza załoga Słonecznego Olega Diwowa. Oczywiście to fantastyka, ale czyż załoga Muzeodajni, mieszczącej się na uroczym* osiedlu o wdzięcznej nazwie Słoneczne, nie jest fantastyczna?! Choć mam nadzieję, że jednak w jakiejś niewielkiej części różni się od swego literackiego sobowtóra...

Żeby jednak nie było dnia bez narzekania, to muszę uprzejmie donieść, że tak zachwalane przeze mnie misteria piątkowe, w ubiegłym tygodniu nie odbyły się. I to pomimo tego, że osobiście się na nie wybrałam! Skandal, nieprawdaż?


* Dla porządku: Urocze to jednak jest osiedle sąsiednie, przynajmniej z nazwy...