piątek, 6 lutego 2009

Cudze chwalicie...


Czytając różnorodne recenzje słynnego ostatnio filmu "Księżna" w reżyserii Saula Dibb, traktującego o nieszczęśliwiej acz uroczej księżnie Georgianie Cavendish, a z drugiej strony przygotowując kolejną wystawę w Muzeodajni, natrafiłam na postać naszej własnej, słowiańskiej księżnej, choć inaczej tytułowanej.

A mowa o hetmanowej Izabeli z Poniatowskich Branickiej (1730-1808), zwanej również Panią Krakowską (mąż był między innymi kasztelanem krakowskim). Dziewczyna nie miała łatwego życia, a zaczęło się już we wczesnym dzieciństwie. Na chrzcie jej dano Elżbieta, ale moda na francuszczyznę była tak wielka, że całe życie używano jej imienia w wersji francuskiej. W wieku lat 18 została wydana za 59-letniego Jana Klemensa Branickiego (dla którego była już trzecią żoną), w celu przeciągnięcia go na stronę stronnictwa, w którym prym wiedli Czartoryscy z Poniatowskimi. Młodziutka panienka wpływu żadnego wywrzeć nie potrafiła, co za złe jej miała cała Familia. Pan mąż już po czterech latach znalazł ukojenie w ramionach bardziej doświadczonej damy, natomiast pani na pociechę zostało urządzanie rozkosznego pałacu w Białymstoku, w pełni zasługującego na chlubny tytuł Wersalu Podlasia. Mało tego, że nie przeciągnęła pana męża na stronę Familii, to jeszcze została przy nim, kiedy próbował konkurować z jej ulubionym młodszym braciszkiem Stasiem w wyścigu do korony królewskiej.

Skandalu zatem w rodzinie hetmańskiej nie było, ale pan mąż okazał czarną niewdzięczność, zakazując Izabeli po swojej śmierci wychodzić ponownie za mąż, pod karą utraty praw dożywotniego użytkowania dóbr rodowych (które i tak po jej śmierci mieli odziedziczyć Potoccy). Branicki zszedł szczęśliwie z tego padołu w 1771 r., Izabela wywiozła go do krypty rodzinnej w Krakowie, a sama zajęła się wdowim życiem w Białymstoku. Wdowim tylko publicznie, bo potajemnie wzięła ślub z jednym z największych amantów Rzeczypospolitej, Andrzejem Mokronowskim, z którym przeżyła parę w miarę szczęśliwych lat, zanim padł rażony apopleksją w Łazienkach warszawskich, niemal u stóp Stanisława Augusta. Izabela, jak na wielką damę o dobrym guście i światowych manierach przystało, nadal zajmowała się rozwojem kultury w swych dobrach, choć wielkimi krokami nadchodziły czasy wszelakiego upadku. Wkrótce Polskę dotknęły zabory, ukochany brat Izabeli musiał abdykować i wyjechać z kraju, co prawdopodobnie przyspieszyło jego śmierć. Okręg białostocki dostał się pod panowanie pruskie, a dochody z dóbr hetmańskich spadły tak drastycznie, że Izabela była zmuszona sprzedać pałac białostocki Prusakom. I to jeszcze nie koniec nieszczęść, które ją dotknęły, bo tuż przed jej śmiercią dobra podlaskie jeszcze raz zmieniły przynależność państwową, dostając się pod panowanie Rosjan. Zmarła w 1808 r., nie pozostawiając wprawdzie potomstwa, ale zostawiając wiele dobrych dzieł w postaci szkół, organizacji dobroczynnych oraz ze smakiem urządzonych rezydencji, pełnych wysokiej klasy dzieł sztuki wykonanych przez artystów, którym patronowała całe życie.

Pałac w Białymstoku, fot. AL

Czyż nie jest to doskonały materiał na scenariusz filmowy? Zadziwiające jest zatem, dlaczego dotąd nikt nie napisał jej biografii? Istnieje wprawdzie biogram w PSB*, ale napisał go potworny Konopczyński, a to gorzej niż by go w ogóle nie było... Nie istnieje też w Białymstoku żadna ulica jej imienia, a szkoła, którą założyła, nosi obecnie imię ks. Jabłonowskiej... Brak szczęścia ciągnie się za Izabelą również po śmierci...

A we mnie po raz kolejny zrodziło się pytanie: co robią polscy scenarzyści?!



PS Portrety Izabeli i króla Stasia, które ilustrują tę historię, w oryginale znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie.


* Informacja dla ludzi normalnych: PSB czyli Polski Słownik Biograficzny, takie polskie Who is Who przez wieki...


2 komentarze:

  1. No jak właśnie widzisz - NIC nie robią :]

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, ale właściwie z drugiej strony, patrząc co polscy filmowcy zrobili z tak doskonałego materiału jak "Wiedźmin"... to może lepiej niech się nie biorą za Izabelę. Jeszcze przy jej szczęściu... Może by tak sprzedać pomysł za granicę? Do takiej Anglii na ten przykład? :) Trzeba tylko skompletować ekipę :D

    OdpowiedzUsuń