piątek, 9 stycznia 2009

Dobrodziejstwo Internetu


Czytam sobie właśnie wspomnienia z młodości niejakiego Gordona Sumnera, bardziej znanego jako Sting. Nie jest to jakieś arcydzieło, bo i autor jest mistrzem w innej dziedzinie niż pisarstwo, ale czyta się tę książkę z przyjemnością, odkrywając trudne początki przyszłego idola tłumów. Pyszne są te małe, niewprawnie pisane obrazki z życia angielskiej prowincji lat 60. i 70. Trochę mroczne, trochę smutne, często do śmiechu i przede wszystkim prawdziwe, choć pisane z nutką nostalgii po upływie wielu lat podróży, blichtru wielkiego świata i pełnego konta bankowego... Lekturę zdecydowanie polecam.

A co ma do tego tytułowy Internet? Otóż jest to skarbnica wszelakiego dobra, w tym muzycznego. Zapragnęłam sobie posłuchać, jak też brzmiał Sting w swoim pierwszym jazzującym zespole Last Exit. Puszczona w ruch googlarka wyrzuciła mi cały pakiecik bootlegowych nagrań, starych nagrań demo, które ktoś zdobył i wrzucił w cyfrowy świat. I cóż się okazuje? Last Exit brzmi zdecydowanie przyjemniej i bardziej "stingowo", niż pierwsze nagrania słynnego później The Police! Wczesnych Policjantów, w ostrym punkowo-rockowym stylu, wprost trudno słuchać. To już chyba lepiej ich oglądać ;)


2 komentarze:

  1. wszechstronnie uzdolniony punk.
    a tu w niezwykłej roli:
    http://www.youtube.com/watch?v=qJ8ahL8LsEQ

    OdpowiedzUsuń
  2. Urocze :) Ja dotąd znałam tylko wersję muzyczną, bez wideoklipu, a i tak mi się podobała. Teraz jestem bogatsza o nowe doświadczenia, więc dzięki :)
    A w książce znalazłam parę smakowitych kąsków z przeszłości Stinga, między innymi dotyczących jego religijności. Bardzo interesujące, biorąc pod uwagę jego teksty w piosenkach :)

    OdpowiedzUsuń