niedziela, 2 listopada 2008
Zamyślenie na początek listopada
Takie dwa piękne dni za nami. W uroczystość Wszystkich Świętych wybrałam się wieczorem na cmentarz Rakowicki. Akurat przestało padać, niebo rozgwieździło się, a na ziemi niebiańskie światła odbiły się w niezliczonych światełkach zniczy i świeczek. Pomiędzy tym bogactwem mnóstwo ludzi, ale jakby trochę innych niż zwykle: chodzą wolniej, rozmawiają półgłosem, odpowiadają dzieciom na trudne pytania o przemijalność świata... A wśród nich słychać głosy turystów, obcokrajowców, zafascynowanych pięknym polskim świętem, a raczej polskim sposobem świętowania pamięci o tych, co już odeszli.
A dziś zimny prysznic. Poszłam ja sobie na Wawel, do krakowskiej katedry, aby nawiedzić groby naszych władców, wieszczów, tych, których życie w znaczący sposób złożyło się na naszą dzisiejszą tożsamość. I tu przykra niespodzianka: pilnujący w katedrze młodziutki strażnik zażądał ode mnie... biletu wstępu. Tak, w Dzień Zaduszny aby wejść na cmentarz, jakim jest katedra, trzeba mieć bilet wstępu! Tłumaczenia, że turyści powinni płacić, bo z czegoś trzeba finansować renowację, że większość odwiedzających dziś katedrę przyszło jak do muzeum a nie na cmentarz - choć słuszne w każdym innym dniu - dziś wydają się wysoce niestosowne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bo ty to bys chciała się może jeszcze w katedrze pomodlić, co?
OdpowiedzUsuńPo prostu, normalnie - straszne!
:)
Wiem, mam dziwaczne wymagania :)
OdpowiedzUsuńAle pamiętam, że pod rządami dawnego proboszcza, w Dzień Zaduszny Groby Królewskie były dostępne dla wszystkich, a nie tylko dla posiadaczy biletów. Ale to były czasy, kiedy wnętrze katedry przypominało kościół, a nie sale muzealne ze sznurami oddzielającymi trasy zwiedzania od obiektów. Ot, signum temporis...