czwartek, 20 listopada 2008

Jesienna nostalgia


Za oknem deszcz pluszcze niemiłosiernie, a do tego ulicami pędzą gnane wiatrem resztki liści... Ogólnie rzecz ujmując: nieprzyjemnie jest. Trzeba zatem jakoś sobie radzić z jesienną depresją. Jednym ze sposobów jest wspominanie chwil przyjemnych, zwłaszcza dziejących się w cieplejszych okolicznościach przyrody...

Naszło mnie zatem wspomnienie z ubiegłorocznych wakacji, z naszej (mojej i Siostry) Wielkopolskiej Drogi św. Jakuba. Dwie zmęczone całodniową wędrówką postaci ze sporymi plecakami, wlokące się asfaltową drogą z Dalewa, spostrzegają na horyzoncie wyniosłe wieże kościelne benedyktyńskiego klasztoru w Lubiniu. Wyglądało to mniej więcej tak:


Zbliżanie się do gościnnego klasztoru zwiastowały również spotkania z przejeżdżającymi obok nas benedyktynami, którzy koniecznie chcieli nas podwieźć, a my, paskudy, nie dałyśmy się przekonać. Cóż, pielgrzymi bywają trudnymi partnerami w rozmowie ;)

Już w bramie wita nas wielki znak jakubowej muszli, co dla caminowicza jednoznacznie oznacza "dobre miejsce". A to dopiero początek!

Przywitał nas uprzejmie brat, opiekun gości (który na "szczęść Boże" odpowiada "Bóg zapłać" ;) ), i zaprowadził na nocleg do... muzeum Mickiewicza, czyli pięknej sali, gdzie wśród pamiątek po domniemanym pobycie Wieszcza w tym miejscu, umieszczono trzy rozkładane łóżka dla strudzonych pielgrzymów. Wieczerza przy stylowym stole, choć składająca się z zupki chińskiej, smakowała odpowiednio do okoliczności. A potem jeszcze plątanie się po skrzypiących korytarzach klasztornych w kierunku łazienki, ukrytej za klasztorną pralnią - klimat prawdziwego camino! Żałuję teraz, że nie poszłyśmy na wspólną z braćmi kolację do refektarza, ale dotarłyśmy do celu odrobinę za późno... I gdyby nie to potworne zmęczenie, to na pewno śniłyby się nam trzynastozgłoskowe poematy o wspaniałościach Drogi.

A rano piękna w swej prostocie msza, na której znów poczułam się jak w domu, gdzie nikt nie dzielił uczestników na "nas" i "ich", Ciało i Krew Chrystusa były dla wszystkich, a nie tylko wybranych i bezczelnych, gdzie dla garstki wiernych chciało się powiedzieć komentarz do czytań... Spokojna pewność, że On Jest. Taki raj w ziemskim kościele...

W dalszą drogę wyruszyłyśmy z dodatkowym bagażem: doświadczeniem, że jest na świecie takie miejsce, gdzie można doświadczyć Kościoła z marzeń...

I jak tu nie tęsknić do letniego ciepła?

5 komentarzy:

  1. Czy byłaś na ostatnim spotkaniu w Sandomierzu, zawiadomił Cię ktoś?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... Ostatnio byłam na kolejnym otwarciu Drogi między Pałecznicą a Więcławicami. Było to w połowie października, od tamtej pory cisza... A coś się działo, tak? Fajny przepływ informacji, jak w muzeum ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. I w Bibliotece. :) Nie wiem, co się działo, bo nikt mnie nie zawiadomił... z prasy się dowiedziałam. Qrcze.

    OdpowiedzUsuń
  4. O, ja to nawet z prasy nic nie wiem... Zatem fakt, że udało się część trasy oznakować, i to niemal tak jak w Hiszpanii, uznaję za cud :)
    Ja czekam na wieści, kiedy mam się spotkać z panią decydentką z Krakowa, żeby móc popchnąć sprawę naprzód od tej strony. Jak dotąd - cisza. Przyznaję, że część sandomierska w ogóle zniknęła z mojego horyzontu i nawet nie wiem, jaki jest "stan badań" od Waszej strony. Chyba nie nadaję się na koordynatora takich projektów :(

    OdpowiedzUsuń
  5. e tam, nikt się nie nadaje. :) w końcu od kogo się to wszystko zaczęło, hę? ja pamiętam! i mam to w meilach!

    OdpowiedzUsuń