środa, 12 listopada 2008

Ciekawostki ze świata



Niezawodna eksploratorka światowej przestrzeni cybernetycznej, Ella W., podesłała mi dziś ciekawą notkę prasową o wystawie po drugiej stronie Bałtyku. Cóż, problem kradzieży dzieł sztuki i przedmiotów symbolicznych dla danej społeczności, jest tak stary jak najstarsza ziemska cywilizacja. Jednak chyba po raz pierwszy ktoś postanowił stworzyć wystawę z kradzionych przedmiotów, nie kryjąc się z tym, że są one zrabowane...












Wenus z Milo (Luwr), Kamień z Rosetty (Londyn), Copernicana (Uppsala)


Bo trzeba przyznać, że galerie złodziejskich łupów mają się na świecie całkiem nieźle. Weźmy na przykład paryskie muzeum starożytności w Luwrze lub znaczną część British Museum: najsłynniejsze kolekcje zbudowane zostały z przedmiotów zdobytych w wyniku działań wojennych na terytoriach "wroga". Owszem, nazywało się to ratowaniem kultury starożytnej dla przyszłych pokoleń, zwłaszcza że bardzo często ówcześni właściciele dzieł nie bardzo się nimi przejmowali, ale fakt pozostaje faktem: są to jedne z największych na świecie kolekcji zrabowanych obiektów muzealnych.


Ale nie ma tutaj prostych odpowiedzi, czy było to barbarzyństwo, czy też raczej akcja ratunkowa. Dzięki "rabusiom z tytułami profesorskimi" wiele z tych zabytków przetrwało do naszych czasów, a dzięki wywiezieniu ich z terenów działań wojennych naukowcy mogli w spokoju pracować nad odkrywaniem ich tajemnic, a co za tym idzie, nad rozwojem naszej wiedzy o zapomnianych cywilizacjach. Gdyby nie ta "kradzież", wiele cennych dokumentów przeszłości zninęłoby z powierzchni ziemi... Czasem żałuję, że zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie nie stanowiły dla Niemców większej wartości, tak, aby opłacało się je wywieźć z Polski zamiast palić...


I ostatnia sprawa: czy zatem teraz powinna nastąpić wielka akcja rewindykacji? Czy zbiory egipskie powinny trafić do Kairu, a greckie do Aten? Czy zrabowane przez Szwedów archiwalia kopernikańskie powinny wrócić do Polski? A co ze słynną Berlinką przechowywaną w Bibliotece Jagiellońskiej (z której to kolekcji nuty słynnych kompozytorów były już kilkakrotnie pokazywane na wystawach)? Tutaj też nie ma prostych odpowiedzi... Póki co zachęcam wszystkich do podróżowania (bo to rozwija horyzonty), a przy okazji do odwiedzania skarbnic kultury jakimi są muzea, choćby opierały się na dawnych zbrodniach ;)

5 komentarzy:

  1. ...a co do berlinki to przpraszam, ale to nie jest dobro skradzione tylko porzucone, o! A jak porzucili to niech się teraz nie rzucają :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Porzucone, nie porzucone, ale z wyraźną pieczątką biblioteki berlińskiej, bez adnotacji o wycofaniu ze zbiorów :P

    A jeśli potraktować ten księgozbiór jako reparacje wojenne, to i tak Warszawa chyba ma większe do niej prawa... Ale, oczywiście, nie znaczy to, że chcę się rękopisów Beethovena pozbyć z Krakowa jak festiwalu jego imienia ;)

    Po prostu, nie ma tutaj prostych rozwiązań.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja w sprawie podróżowania - myślę bowiem, że to piękne jest, że te dzieła sztuki, zabytki, pamiątki, cymesy są dzisiaj tak wymieszane, bo jest jakiś urok w tej różnorodności. W samym podróżowaniu. W zwiedzaniu Luwru w otoczeniu ludzi z całego świata.
    Z drugiej strony, tam, gdzie istnieje możliwość powinny te rzeczy być jednak zwracane.
    No i świetnie, że jest internet, bo już prawie do każdego muzeum i do każdej biblioteki można wejść bez podróżowania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie, znajoma pracuje teraz nad stwarzaniem wirtualnych modeli zabytkowych budowli, które będzie można zwiedzać nie ruszając się z fotela :) Jednak mam nadzieję, że moda na podróżowanie "w realu" nie minie tak szybko. I że tradycyjne biblioteki przetrwają otwarte dla czytelników, choć doceniam wartość bibliotek cyfrowych. I, oczywiście, że Biblioteczki w cyberświecie też pozostaną otwarte :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Biblioteczka w Wordpressie na pewno.

    OdpowiedzUsuń