poniedziałek, 21 stycznia 2013

Dotknięcie Lodowego Ogrodu

Często tak bywa, że prawdziwy mól książkowy (w całkowicie pozytywnym tego słowa znaczeniu) organizuje sobie warunki czytelnicze odpowiadające właśnie czytanej książce. Kiedy czytałam „Diunę” Franka Herberta, to cały dom pachniał kawą z cynamonem o wdzięcznej nazwie „Melange”. A innym razem moje kolana zostały dotkliwie przypalone lipcowym słońcem, bo zatonęłam w prusowym „Faraonie” i nie zauważyłam, że cień przemieścił się na drugą stronę świata. W końcu miało być upalnie... Przykładów można by mnożyć i pewnie każdy ma takie ulubione opowieści.

Ale bywa i tak, że natura sama stara się dostosować do naszych lektur. Bo jak inaczej nazwać to sprzężenie dzisiejszej pogody z czytanym właśnie czwartym tomem „Pana Lodowego Ogrodu”? A zatem uprzejmie przepraszam wszystkich, którzy mieli dziś problem z dotarciem do pracy. Obiecuję, że następnym razem wezmę się za opowieści z tropików.

Lodowy Kraków
Lodowe krzaczki o poranku dnia następnego.
Cóż, ciągle jeszcze czytam...

7 komentarzy:

  1. dobre? mam planie przeczytać..a może zostawić na letnie upały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobre, każda z czterech części :) Ale po wczorajszym doświadczeniu nie wiem, czy radzić Ci zostawienie lektury na upały ;)

      Usuń
    2. Chociaż może te wcześniejsze tomy, gdzie jest mowa o pustyni, możesz spokojnie czytać latem. Wtedy w Polsce pogoda murowana :)

      Usuń
  2. Chyba sobie Łód Dukaja powtórzę :D Ale to grube jest, nie wiem, czy wiosna szybko nadejdzie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwłaszcza, że ja ostatnio powoli czytam :) A dobry ten PLO? Bo ostatni tom mnie trochę zmęczył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... To trudno określić, bo każdy widzi inaczej. Mnie się bardzo podoba, choć na początku trudno było mi się wciągnąć. Ale to z powodu zaniechania przygotowań do smacznej lektury poprzez przypomnienie sobie poprzednich tomów, co mnie nieco zagubiło. A po drugie czwarty tom ma spore gabaryty i z powodu znacznego zagęszczenia w autobusach krakowskiego MPK czasem nie udało mi się a) wyjąć książki z torby, b) otworzyć książki w sardynkowym ścisku. Obecnie jest lepiej, bo połapałam się w fabule, a krakowianie przesiedli się do własnych samochodów ;)

      Usuń