środa, 17 sierpnia 2011

Koszmarny Portret


Nie ma książek moralnych lub niemoralnych. Są książki napisane dobrze lub źle. Nic więcej.

Jeśliby to twierdzenie Oskara Wilde'a zastosować do filmów, to wczoraj widziałam bardzo zły film. Skusiło mnie bowiem kino za szóstkę, a w nim najnowsza ekranizacja Portretu Doriana Graya w reżyserii Olivera Parkera. I był to błąd. Fantastyczną (bo należącą niewątpliwie do nurtu fantastyki) powieść Wilde'a przerobiono bowiem na politycznie poprawny, przydługawy i koszmarnie nudny horror. Scenarzystę (Toby'ego Finlaya) autor oryginału powinien do końca życia męczyć w koszmarach za wprowadzanie treści, których pierwowzór nie posiadał. Nie ukrywam, że bardzo lubię ów literacki pierwowzór, dlatego pewnie tak bardzo mnie wkurza jego przerabianie na krwawą miazgę. Czy filmowcy nie mogliby napisać sobie własnej opowieści, a jeśli wykorzystują cudzą, to czy nie mogliby szanować niezbywalnych praw autorskich? Zwłaszcza że autor nie żyje i nie może się już bronić wykreśleniem swego nazwiska z czołówki...

Chciałabym natomiast, żeby w ramach odtrutki Telewizja Polska wyemitowała Portret Doriana Graya z 1993 roku, w reżyserii Andrzeja Łapickiego. Chętnie go ponownie obejrzę. Być może też nie jest idealny, ale gorszym, niż ta nieudana brytyjska produkcja, na pewno być nie może...

Jan Peszek jako lord Henryk Wotton. Teatr Telewizji 1993

2 komentarze:

  1. Widziałem, ziewałem, potwierdzam: gniot beznadziejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale żeby nie było, że tylko narzekam, to przedstawienie degrengolady i zgnilizny przełomu wieków nawet dość się udało. Było zdecydowanie mało pociągające... Na sali słychać było szepty obrzydzenia, autentycznie.

    No i operator widział w swoim życiu kilka obrazów prerafaelitów, co dało się zauważyć w niektórych momentach :)

    OdpowiedzUsuń