poniedziałek, 7 listopada 2011

„Błogosławieni...


... którzy, nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa”. To poniekąd wygodne usprawiedliwienie długiego milczenia (na przykład blogera) najlepiej oddaje sedno sprawy. Wczoraj na Targach Książki w Krakowie zauważyłam tendencję odwrotną, którą opisać można innym sparafrazowanym powiedzeniem: „Tyle książek drukują a czytać nie ma czego”. A zatem, po miesiącach milczenia, nadszedł czas na post narzekający.

Właściwie co roku po Targach Książki obiecuję sobie, że to już ostatni raz. Tłumy ludzi obijających się o siebie wzajemnie i skutecznie blokujących dojście do stoisk z książkami, obezwładniający zaduch tak zwanej hali wystawowej, którego głównym składnikiem zapachowym bynajmniej nie jest zapach nowej książki (ani nawet kawy, jak bywało w latach przeszłych) oraz wszechogarniający hałas, który jakoś nie kojarzy mi się z czytelnictwem to główne zarzuty wobec tego „święta książki”. Plus dość wysokie opłaty za wstęp, jeśli komuś nie udało się zdobyć darmowego zaproszenia, a co za tym idzie konieczność odstania swego w długiej kolejce. Jeśli do tego dodamy ceny książek, nawet wraz z rzadka pojawiającymi się promocjami, to do głowy ciśnie się pytanie: cóż mogą mi zaoferować wystawcy czego ja w internecie nie znajdę (i to za dużo niższą cenę)?

 Sobota na Targach (fot. oficjalna)

Wydaje się więc, że Targi Książki są bardziej dla branżowców niż dla przeciętnego zjadacza książek. I wydaje się, że jedynie możliwość spotkania z autorami i to kilkoma naraz, pod jednym dachem, powoduje napływ takich tłumów (nawet jeśli niektórzy autorzy odgradzają się od fanów grupą rosłych ochroniarzy). Bo cóż innego kazałoby inteligentnym (skoro czytają książki) ludziom narażać się na takie przeżycia?

Dla mnie jedyna korzyść z tegorocznych targów to sympatyczne spotkanie pozatargowe w gronie osób znanych mi do tej pory jedynie wirtualnie. Bardzo przyjemne doświadczenie faktu, że Internet nie zawsze kłamie :)

2 komentarze:

  1. Taka już specyfika tych Targów, że tłoczno i duszno. Ja do listy narzekań dorzuciłbym jeszcze brak miejsc parkingowych, choć akurat w tym roku jakimś cudem znalazłem w jednej z bocznych uliczek wolną przestrzeń i od razu zagospodarowałem ją moim autkiem. A siestowe spotkania powinny stać się odtąd nową świecką tradycją towarzyszącą Targom w Krakowie :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko nie mów tego głośno, bo Sjesta ma bardzo ograniczoną pojemność i na tradycję, nawet świecką, może zabraknąć miejsca :) Też pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń