piątek, 31 grudnia 2010

Coś się kończy, coś się zaczyna...


Właściwie to o co ta cała dzisiejsza (a raczej nocejsza) awantura? Czy coś poza sposobem zapisywania daty oraz naliczania VATu zmienia się z dniem jutrzejszym? Czy gdyby o północy nie poleciało w niebo kilka milionów złotych polskich oraz innych obowiązujących walut, to jutrzejszy dzień ze zmienioną datą by nie nadszedł? Czy konieczne jest raczenie się musującym winem wątpliwej jakości przy akompaniamencie równie wątpliwej jakości hitów podobno muzycznych, aby rano wstało na nowo słońce? Czy zatem nie lepiej jest po prostu pójść spać i pozwolić spokojnie zasnąć, i tak już zmaltretowanym przez wszędobylską sól, psom?

Bym chciała...

Ale za to sobie przynajmniej ponarzekam :)

4 komentarze:

  1. znalazłam powód..cieszn=my sie, ze przezylysmy kolejny rok.a ja pewne ściezki naprostowałam. czy to nie powód do radości?
    ps.podeslesz mi tego pdef z wiadomym opowiadaniem? przydalby mi sie teraz, zostal gdzie indziej..

    OdpowiedzUsuń
  2. eee.a poco te łubudubu czasku prasku o północy? córeczka i ja nie wiedzieliśmy: na odganianie złych duchów starego roku powiedziała etnologia;)aaa-to czaskajta chopaki i dziewczyny łudububujcie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj w klubie. Też nie lubię tego dnia, wszechobecnej nagonki medialnej, że koniecznie trzeba się gdzieś bawić, strzelaniny i pijaństwa. Taka współczesna wersja bachanaliów. Błe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ola, każda okazja do imprezy jest dobra, ale nie każdy rodzaj imprezowania do mnie przemawia ;) Ja bym tam wolała nowy rok na wiosnę ;)

    Otusiunio, a ile złych duchów tej nocy napadło na biedne zwierzaki... Nie warto zamieniać jedne demony na drugie.

    Ania, najlepszy jest sylwester literatów, z książką w ręce, szampanem w drugiej :) Gdyby jeszcze sąsiedzi dali człowiekowi iść spać po północy...

    OdpowiedzUsuń