Za oknem pełnia lata, stąd pewnie naszły mnie wspomnienia ubiegłorocznej wyprawy węgiersko-wiedeńskiej. Aż trudno uwierzyć, ale za chwilę minie rok od naszej peregrynacji szlakiem winno-termalnym, a tutaj w Muzeodajni, w gabinecie podróżniczo-ikonograficznym ciągle brak ilustrowanego pamiętnika z podróży. Śpieszę zatem nadrobić to zaniedbanie, zwłaszcza że majówka dopiero co się zaczęła, więc jest jeszcze czas na podjęcie szybkiej i słusznej decyzji o wyjeździe w krainę winem i wodą termalną płynącą. Tak właściwie, to jest to tuż za miedzą, jeśli patrzyć z perspektywy Polski południowo-wschodniej, a zatem nie trzeba wielkich przygotowań i wielogodzinnej jazdy.
To tylko kilka sugestii co do miejsc wartych zobaczenia. Jest tych miejsc na pewno o wiele więcej, ale za wymienione mogę ręczyć, bo smakowałam je z rozkoszą. Dlatego kierunek węgierski polecam wszystkim gorąco, wiedeński nieco chłodniej :)
Rok temu, w drodze do Medjugorje zrobiliśmy sobie z kolegami przerwę w drodze właśnie w Budapeszcie. I oczywiście zamiast odpocząć, oblecieliśmy kawał miasta. Wyszło nam tego ok. 18 km zrobionych pieszo. Co prawda, po tak intensywnym zwiedzaniu byliśmy padnięci ale warto było :)
OdpowiedzUsuńBudapeszt ma w sobie to coś, nawet pomijając bajeczne termy :) I ma jeszcze tę zaletę, że leży bardzo blisko Krakowa ;)
Usuńale Ci fajnie było!
OdpowiedzUsuńA jak! Ale przez ten wiosenny upał ostatnio zamarzyło mi się znowu gdzieś wybyć, a tu proza życia trzyma na uwięzi...
Usuń