wtorek, 31 sierpnia 2010

Dlaczego nie klasycy?*


Lubię Herberta. Jego sposób patrzenia na świat, który zamykał w swoich ascetycznych wierszach i wysmakowanych esejach. Był pisarzem o niewątpliwie dobrym smaku, wielkiej erudycji i świetnym, klasycznym wykształceniu. Taki Europejczyk w każdym calu, świadomy swych grecko-rzymskich korzeni. Judeochrześcijańska część jego natury pozostaje jakoś na drugim miejscu, ale i ona jest mocno obecna w utworach poety. Jednak w moim odczuciu greckich kolumn i marmurowych posągów bogów Olimpu jest tam zdecydowanie więcej niż strzelistych, kamiennych katedr czy bizantyńskiego przepychu mozaiki. I trudno się dziwić, w dawnej szkole klasyczna kultura była podstawą nauczania, ideałem, z którego pochodzi całe piękno, i do którego powinno się dążyć po latach zepsucia, zwłaszcza w dziedzinie sztuki (choć nie tylko). I Herbert jest wierny tej zasadzie, ale czyni to z takim wdziękiem, że trudno mieć o to do niego pretensje.

A ja nie przepadam za starożytną Grecją (a jeszcze bardziej za Rzymem). Obawiam się, że klasyczna kultura staje się dla mnie coraz bardziej obca. Jeszcze pamiętam większość bogów, ale herosi zdecydowanie uchodzą mojej pamięci. Wypalone słońcem szeregi kolumn jakoś nie wzbudzają dreszczu zachwytu. Z łacińskich tekstów wolę Salve Regina niż In nova fert animus, zaś o grece pojęcia nie mam, chyba że w wersji podpisów na starych ikonach lub przejmującego wołania: Hagios o Theos, Hagios Ischyros, Hagios Athanatos, eleison himas! wyśpiewywanego podczas uroczystej liturgii Wielkiego Piątku. Mój zachwyt wzbudzają raczej cięzkie, romańskie kościoły, z chropawym, ale potężnym śpiewem chorału odbijającym się w kamiennym wnętrzu, niż wysublimowana gra światła na ateńskich świątyniach z fletnią Pana w tle. A jeśli pielgrzymuję, to do Santiago, a nie do wyroczni delfickiej. Czy to już objawy barbarzyństwa?

Pociesza mnie myśl, że jednak nadal lubię Herberta :)


* Zapiski na marginesie Mistrza z Delft Zbigniewa Herberta (wyd. Zeszyty Literackie 2008)